Bowie z konopi 5. Czy warto?

Kiedyś wyjaśniłam, dlaczego pewnie nie będę pisać powieści:

Dlaczego ludzie czytają powieści? Odpowiem odpowiedzią ekstremalną, najdalej idącą, najbardziej bolesną: ponieważ są hienami. Ponieważ tak bardzo lubią książki, że muszą je pożerać, przy okazji pożerając autorów książek. Byle nasycić swój czytelniczy głód, byle zaspokoić nałóg czytania.

Czy warto dla takich ludzi pisać? Ha, nie warto. Ale: piszący, aby pisać, również stają się hienami, pożerającymi wokół wszystko, co może pomóc zapełnić puste kartki kolejnych powieści. Zamiast żyć, żywią się życiem. Swoim i cudzym. I tak toczą się te książkowe krwawe łowy, taniec drapieżców: powieściopisarstwa z powieścioczytelnictwem. - Czy warto wchodzić w ten drapieżny świat? [Taniec drapieżców]

W nawiązaniu do wczorajszej notki [Czy w modlitwie pamiętasz o Mieszku Pierwszym?] oraz do komentarza pewnej osoby (czy warto modlić się za zmarłego Freddiego Mercury lub Dawida Bowie), przytoczyłam powyżej swoją dawną myśl, która w tym kontekście znowu przyszła mi na myśl. Świat muzyki rządzi się w dużej mierze podobnymi mechanizmami, jak opisane drapieżnictwo literackie. My, odbiorcy wysysamy z artystów soczystą posokę naszej przyjemności słuchania ich muzyki, oglądania ich filmów, czytania ich tekstów. Więc: warto pamiętać, że jeśli mamy jakiś zmysł i poczucie moralne, jesteśmy im – moralnie – winni coś więcej niż tylko współudział w opłacaniu ich tantiem. Niezależnie od tego, jakie życie artyści za życia prowadzili, i niezależnie od tego, w jakim stopniu zafajdane byty niektórych z nich napędzały tę twórczość. A wręcz – całkiem odwrotnie. Ponieważ korzystaliśmy z tego błotka, w którym ten czy tamten twór artystycznego talentu powstał.


Podróż w górę rzeki. Na początek - jeden z ostatnich publicznych występów Dawida Bowie, jedenaście lat przed śmiercią, kiedy zaczęły się jego zdrowotne problemy, wtedy – z sercem [źródło]:


Life On Mars? - 2005:



Life On Mars? - 2002:



Life On Mars? - 1973:

 


07.05.2020

.