Wierszy nie pisałam i nie piszę, jednak kilka razy coś mi się w życiu wierszem napisało. Prawie pół wieku temu w języku polskim, prawie ćwierć wieku temu również w języku angielskim [Agoraphobia] [Words for the road] [Alice]. Pomyślało się, tak jakby samo z siebie, i napisało się. W każdym przypadku działo się tak w okresach i okolicznościach przełomowych w moim życiu – osobistym, a potem również religijnym.
*
Tego, co pięćdziesiąt lat temu napisało mi się po polsku wierszem, nie zachowywałam, nawet w pamięci, ponieważ z jednej strony nie uważałam, że jest tego szczególnie warte, a z drugiej – i był to powód główny – że przypominało mi o zbyt trudnych, lub wręcz dramatycznie bolesnych momentach mojego życia, które przeszły, przeminęły, a czas i Pan Bóg dawne rany do spółki zagoili. Oczywiście, pamiętam o nich, ale zgodnie ze swoją zasadą – pamięć tak, pamiątki nie – wierszy nie zachowałam.
Mam jednak przyjaciółkę ze studiów, która zawsze lubiła zapisywać różne rzeczy ku pamięci. Prowadziła więc konsekwentnie pamiętniki z różnych okresów swojego życia, a zbliżając się powoli do tego życia kresu spisuje swoje wspomnienia w wersji cyfrowej, w sposób metodycznie uporządkowany, z zamiarem pozostawienia ich swoim synom oraz ich przyszłym dzieciom, i dzieciom ich dzieci, i tak dalej. Wcześniej - z myślą o rodzinie w szerokim sensie – spisała, a także z edytorską pomocą męża wydała drukiem, bogato ilustrowane zdjęciami dzieje swoich rodziców oraz ich rodzin, ich rodziców oraz ich rodzin, i tak dalej.
Ja natomiast, nie mając ani synów, ani córek, bardziej oficjalne pamiątki po mnie i mojej rodzinie przekazuję sukcesywnie do miejscowego muzeum, skoro wyraziło nimi zainteresowanie [Z tyłu liceum, z przodu muzeum]. Natomiast swoje bardziej osobiste wspomnienia spisuję i publikuję w internecie, wrzucając je - umieszczone w butelce mojego tego czy innego bloga - w bezmiar cyfrowego oceanu.
*
Bywa, że przyjaciółka ze studiów wspomaga moją pamięć swoją pamięcią. Na przykład parę lat temu przypomniała mi – na podstawie pół wieku liczącego sobie pamiętnika – jak to z tymi bieszczadzkimi bykami rzeczywiście było [Byk na byku]. A teraz przypomniała mi, że na ostatnich latach studiów napisałam parę wierszy, które ona przechowała, ponieważ podobały jej się, a na które teraz trafiła przypadkiem, szukając wśród papierów oryginału metryki urodzenia swojego starszego syna.
Poprosiłam, żeby mi je przesłała, chociaż już fragmentów jej wspomnień dotyczących mojej osoby z czasów studiów poznawać nie chciałam. Kolejne nawrócenia tak bardzo mnie od tamtego czasu zmieniły – moja przyjaciółka sama bardzo wyraźnie obserwuje we mnie ten proces od wielu lat – że chociaż chętnie wracam do tego, co wtedy było, nie chcę grzebać się w tym jaka wtedy byłam, bo ogarnia mnie przy tym albo wstyd, albo śmiech. Jednak te siedem wierszy, które kiedyś dawno temu napisało mi się, przyjęłam z wdzięcznością, i dla kronikarskiej wierności sukcesywnie będę dołączać do swoich wspomnień - jako dokumentację. Na wieczną rzeczy pamiątkę.
Sto odcieni czerni
Mówią
Nie można widzieć
Czarno i biało
Naprawdę jest
Szaro
Wiem
Nie mają
Racji
Szarość
Jest w samym środku
Na granicy
Zła
i
Dobra
Zło
Przenika w
Dobro
Odcieniami stoma
marzec 1975
Zmierzch
Ktokolwiek nadejdzie
Któregoś dnia
Każdego dnia
będzie przychodził za późno
Miłość
nagłym smutkiem
zbiegnie w bardzo daleko
Serce
odległemu wspomnieniu
udzieli azylu
Wiem
Tak już będzie
........................
w pociągu pędzącym w noc
kwiecień 1975
.