Napisanie
się - jako takie - przypadkowym nie było, jako że opowiadano mi
wtedy o pewnej nieznanej mi osobiście dorastającej dziewczynce,
która od małego lizała przedmioty, na przykład meble, i która z
wiekiem nie porzucała tej praktyki. O tej ekstrawagancji opowiadano
mi wtedy z uśmiechem, ale mnie do głębi poruszyło to lizanie
przedmiotów. Mój ówcześnie dwudziestotrzyletni umysł poczuł
potrzebę wczucia się w tę sytuację, dochodząc do wniosku, że
musi być to dla tego dziecka jeden ze sposobów nawiązywania
kontaktu z otaczającym światem, uczenia się go, być może
kontrolowania, sprawdzania, czy jest rzeczywisty.
Na
tyle poczułam się poruszona tamtą historią, że samo z siebie
napisało mi się o tym przypadku, a więc - „przypadkowo”.
Ponieważ zdarzyło mi się w tamtym 1975 roku o kilku innych
sprawach pomyśleć paroma wierszami [Szaro-buro, napisało mi
się], pewnie z rozpędu również wizję losu owej dziewczynki
zamknęłam w formie wierszowanej. Od osób znających sprawę z
pierwszej ręki wiem, że opisana dziewczynka od kilkudziesięciu lat
- i na następne lat kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt - spędza
życie w zakładach zamkniętych zajmujących się najbardziej
ostrymi przypadkami schizofrenii.
Skąd
wtedy przyszło do mnie tamto wczucie? Być może z wcześniejszej
lektury paru książek Antoniego Kępińskiego, jeśli o teorię
idzie, i być może z mojej ówcześnie rozległej praktyki w
otwieraniu człowieka, jak puszki. Z tamtych czasów pozostało mi
krótkie wspomnienie [Puszka w puszce], oraz wierszowany zapis
pewnego przeczucia, wystukany wtedy przeze mnie na jakiejś maszynie
do pisania z karbonową taśmą, przez prawie pół wieku przechowany
przez świadka tamtych lat, moją przyjaciółkę z czasu studiów, a
obecnie przez nią ucyfrowiony i przesłany mi drogą mailową, żebym
mogła obudować go notką i zamieścić na swoim blogu – jako
dokument tamtych dni. Dodaję też nagranie wiersza w autorskim
wykonaniu, na wypadek gdyby tekst w tej formie był mało czytelny.
WIERSZ w autorskim wykonaniu: [Beata.audio]
.