Zamiast być cnót i zalet pomnikiem
Piszę list papierosa ognikiem
Wrzucam go w tę noc
W skrzynkę z mgły
W liście tym radzę Ci
Piszę list papierosa ognikiem
Wrzucam go w tę noc
W skrzynkę z mgły
W liście tym radzę Ci
Radzę Ci.
Bywa
tak, że Pan Bóg pozwala człowiekowi wybrać powołanie. Tak
przynajmniej zrozumiałam z mądrych lektur teologicznych, które
musiałam - i chciałam - zgłębiać po swoich kolejnych
nawróceniach, żeby zrozumieć, co się w moim życiu dzieje, co w
nim robi Pan Bóg i jak powinnam reagować na te Boże wezwania.
Wiedziałam,
że są takie powołania, w których Pan zostawia człowiekowi
większą niż zwykle przestrzeń dla jego własnych ludzkich wyborów
i niejako podąża za wyborem człowieka. Wtedy jednak nie brałam
tego do siebie, ponieważ był to czas, kiedy pragnęłam cała
radykalnie odejść od świata dla Boga, kiedy pragnęłam ukryć się
gdzieś z Bogiem przed światem, i tak już żyć wiecznym
szczęściem. Wydawało się, że On pragnie tego samego, i że po
prostu nie mam innego wyboru. Tak też wstępnie rozeznano moje
ówczesne duchowe doświadczenie - jako być może powołanie do
życia pustelniczego.
Realizacja
takiego powołania być może stała by się moim udziałem, gdybym
nie była sobą. Zachwyciła mnie wtedy Madre z Avili, jej
pisma rozumiałam niemal bez słów. Jednak inna matka, którą nazwę
X, i którą kiedyś dawno osobiście poznałam, należała do
całkiem innego - i całkiem niepustelniczego - zakonu
kontemplacyjnego, więc ta konkretna i dotykalna ziemianka, żyjąca
na konkretnym i dotykalnym skrawku ziemi, sto kilometrów od mojego
miejsca zamieszkania, miała w moim sercu przewagę nad świętą
niebianką z Avili. Więc uparłam się na klasztor X [Być mniszką].
Krótko
mówiąc: dostałam klasztor X, ale nie tak, jak sobie wyobrażałam,
bo z wielkimi bolesnymi zawirowaniami. Potem klasztor X mnie nie
chciał, potem - odmieniony i odnowiony - zechciał, ale ja już
byłam o dziesięć lat starsza i chciałam czegoś innego, co
zresztą też otrzymałam, ale nie tak, jak sobie wstępnie
wyobrażałam. Klasztor X zresztą pozostał w moim życiu, ale
inaczej niż chciałam na samym początku [W poszukiwaniu odnalezionego czasu].
A po
drodze jeszcze poczułam możliwość przejścia do życia wiecznego,
tyle że ja jeszcze nie chciałam umierać. Chciałam koniecznie
zobaczyć, co będzie za następnym zakrętem w moim życiu, chociaż
czułam ostrzeżenie, że nie będzie tam łatwo. No i nie było. I
nie jest. Świat stał się bardziej niespokojny i niebezpieczny, a
ja stałam się bardziej stara, słaba i samotna. Chciałam, to mam.
W tej
nowej sytuacji odkryłam, że coraz bardziej, niemal całkowicie
stałam się życiowo zależna niemal wyłącznie od Boga. Mam
wrażenie, że Pan Bóg dawał mi realizować te moje różne
pomysły, które potem okazywały się ślepymi uliczkami, żeby tak
od jednej do drugiej ślepej uliczki zapędzić mnie w taki kozi róg [Alice],
gdzie zmusi moją rozbrykaną naturę do ponownego uznania Jego
wyłączności, którą zresztą deklarowałam Mu już dwadzieścia
lat temu, w rezultacie tamtego żarliwego nawrócenia [Słowo na niedzielę].
Jak
wspomniałam w pierwszym z serii obecnych tekstów, wierność zdaje
się nie jest moją mocną stroną. Od poprzedniego nawrócenia -
przez ostatnie dwadzieścia lat - mój wewnętrzny żar stopniowo
wygasł i rozmył się w codziennej zwyczajności. Moja modlitwa -
poza Eucharystią - w swoich poprzednich formach zamarła wraz z
upływem czasu. Zdawałam sobie sprawę z tego procesu, wiedząc, że
może to być proces zamierzony przez Boga, gdyż zdążyłam już
wcześniej dowiedzieć się z wielu mądrych lektur, w jaki sposób
życie naszej modlitwy może wyglądać w planach Pana Boga [Od paciorka do zjednoczenia z Bogiem].
No ale
żeby zamiast modlić się wypełniać czas słuchaniem - dla
praktyki językowej - angielskojęzycznych kryminałów nagranych na
audiobookach? Albo żeby - dla przełamania ciszy - wysłuchiwać
jakichś starych przebojów muzyki pop i jeszcze pisać o tym na
swoim dawnym blogu?
Postanowiłam
więc w tych przebojach spróbować odnaleźć kontakt z Bogiem - do
czego nawiążę w następnym kroku obecnych rozważań - skoro
żadna inna modlitwa mi nie wychodzi. Może poza tą jedną, którą
chyba zawsze miałam tuż pod ręką, a którą od dawna nazywam
szukaniem Boga - w powietrzu. I chwytaniem Jego natchnień - z
powietrza.
Sprzedaj mnie wiatrowi,
Chcę z wiatrem lecieć w świat
Niebo się różowi, wieje wiatr
A ja z nim, a ja tam... gwiżdżę
Bo filozofię wiatru znam
Tak jak wiatr gwizdać chcę
Sprzedaj mnie wiatrowi,
Sprzedaj mnie!
Sprzedaj mnie wiatrowi – Ewa Bem:
Tekst: Ryszard Marek Groński
Muzyka:
Zbigniew Namysłowski