Postny post 3/5. Sprzedaj mnie wiatrowi


Zamiast być cnót i zalet pomnikiem
Piszę list papierosa ognikiem
Wrzucam go w tę noc
W skrzynkę z mgły
W liście tym radzę Ci
Radzę Ci.


Bywa tak, że Pan Bóg pozwala człowiekowi wybrać powołanie. Tak przynajmniej zrozumiałam z mądrych lektur teologicznych, które musiałam - i chciałam - zgłębiać po swoich kolejnych nawróceniach, żeby zrozumieć, co się w moim życiu dzieje, co w nim robi Pan Bóg i jak powinnam reagować na te Boże wezwania.

Wiedziałam, że są takie powołania, w których Pan zostawia człowiekowi większą niż zwykle przestrzeń dla jego własnych ludzkich wyborów i niejako podąża za wyborem człowieka. Wtedy jednak nie brałam tego do siebie, ponieważ był to czas, kiedy pragnęłam cała radykalnie odejść od świata dla Boga, kiedy pragnęłam ukryć się gdzieś z Bogiem przed światem, i tak już żyć wiecznym szczęściem. Wydawało się, że On pragnie tego samego, i że po prostu nie mam innego wyboru. Tak też wstępnie rozeznano moje ówczesne duchowe doświadczenie - jako być może powołanie do życia pustelniczego.

Realizacja takiego powołania być może stała by się moim udziałem, gdybym nie była sobą. Zachwyciła mnie wtedy Madre z Avili, jej pisma rozumiałam niemal bez słów. Jednak inna matka, którą nazwę X, i którą kiedyś dawno osobiście poznałam, należała do całkiem innego - i całkiem niepustelniczego - zakonu kontemplacyjnego, więc ta konkretna i dotykalna ziemianka, żyjąca na konkretnym i dotykalnym skrawku ziemi, sto kilometrów od mojego miejsca zamieszkania, miała w moim sercu przewagę nad świętą niebianką z Avili. Więc uparłam się na klasztor X [Być mniszką].

Krótko mówiąc: dostałam klasztor X, ale nie tak, jak sobie wyobrażałam, bo z wielkimi bolesnymi zawirowaniami. Potem klasztor X mnie nie chciał, potem - odmieniony i odnowiony - zechciał, ale ja już byłam o dziesięć lat starsza i chciałam czegoś innego, co zresztą też otrzymałam, ale nie tak, jak sobie wstępnie wyobrażałam. Klasztor X zresztą pozostał w moim życiu, ale inaczej niż chciałam na samym początku [W poszukiwaniu odnalezionego czasu].

A po drodze jeszcze poczułam możliwość przejścia do życia wiecznego, tyle że ja jeszcze nie chciałam umierać. Chciałam koniecznie zobaczyć, co będzie za następnym zakrętem w moim życiu, chociaż czułam ostrzeżenie, że nie będzie tam łatwo. No i nie było. I nie jest. Świat stał się bardziej niespokojny i niebezpieczny, a ja stałam się bardziej stara, słaba i samotna. Chciałam, to mam.

W tej nowej sytuacji odkryłam, że coraz bardziej, niemal całkowicie stałam się życiowo zależna niemal wyłącznie od Boga. Mam wrażenie, że Pan Bóg dawał mi realizować te moje różne pomysły, które potem okazywały się ślepymi uliczkami, żeby tak od jednej do drugiej ślepej uliczki zapędzić mnie w taki kozi róg [Alice], gdzie zmusi moją rozbrykaną naturę do ponownego uznania Jego wyłączności, którą zresztą deklarowałam Mu już dwadzieścia lat temu, w rezultacie tamtego żarliwego nawrócenia [Słowo na niedzielę].

Jak wspomniałam w pierwszym z serii obecnych tekstów, wierność zdaje się nie jest moją mocną stroną. Od poprzedniego nawrócenia - przez ostatnie dwadzieścia lat - mój wewnętrzny żar stopniowo wygasł i rozmył się w codziennej zwyczajności. Moja modlitwa - poza Eucharystią - w swoich poprzednich formach zamarła wraz z upływem czasu. Zdawałam sobie sprawę z tego procesu, wiedząc, że może to być proces zamierzony przez Boga, gdyż zdążyłam już wcześniej dowiedzieć się z wielu mądrych lektur, w jaki sposób życie naszej modlitwy może wyglądać w planach Pana Boga [Od paciorka do zjednoczenia z Bogiem].

No ale żeby zamiast modlić się wypełniać czas słuchaniem - dla praktyki językowej - angielskojęzycznych kryminałów nagranych na audiobookach? Albo żeby - dla przełamania ciszy - wysłuchiwać jakichś starych przebojów muzyki pop i jeszcze pisać o tym na swoim dawnym blogu?

Postanowiłam więc w tych przebojach spróbować odnaleźć kontakt z Bogiem - do czego nawiążę w następnym kroku obecnych rozważań - skoro żadna inna modlitwa mi nie wychodzi. Może poza tą jedną, którą chyba zawsze miałam tuż pod ręką, a którą od dawna nazywam szukaniem Boga - w powietrzu. I chwytaniem Jego natchnień - z powietrza.


Sprzedaj mnie wiatrowi,
Chcę z wiatrem lecieć w świat
Niebo się różowi, wieje wiatr
A ja z nim, a ja tam... gwiżdżę
Bo filozofię wiatru znam
Tak jak wiatr gwizdać chcę
Sprzedaj mnie wiatrowi,
Sprzedaj mnie!


Sprzedaj mnie wiatrowi – Ewa Bem:


Tekst: Ryszard Marek Groński
Muzyka: Zbigniew Namysłowski


12.03.2020


Tutaj: cały obecny cykl notek [Postny post (1-5)]

.