Swego
czasu w poszukiwaniu pewnej lektury duchowej trafiłam do pewnego
klasztoru kontemplacyjnego w moim mieście. Do rozmównicy
klasztornej przysłano młodziutką mniszkę, która mogłaby być
moją córką, a do której obowiązków należała opieka nad
klasztorną biblioteką. Rozmowa była bardzo owocna dla nas obu. Ja
otrzymałam - i to na własność - bardzo trudną do zdobycia
klasyczną publikację poświęconą życiu duchowemu, natomiast
młodziutka mniszka znalazła we mnie nauczycielkę języka obcego,
którego podstawy już wcześniej poznała podczas nauki w szkole
średniej.
Na
prośbę przełożonych wspólnoty zakonnej zaczęłam regularnie
przychodzić do klasztoru na lekcje, natomiast młoda mniszka, z
którą zresztą szybko zaprzyjaźniłam się, za zgodą miejscowego
biskupa mogła wychodzić z obowiązkowej ścisłej klauzury do
pokoju gościnnego na nasze zajęcia. Ponieważ mamy podobne poczucie
humoru, bardzo często wpadałyśmy w szczere rozbawienie z tego czy
innego powodu, tak że musiałam co jakiś czas najpierw siebie, a
potem moją uczennicę przywoływać do porządku: - Siostro, proszę
się skupić. - Na co ona, zupełnie bezwiednie, szybciutko składała
razem ręce w modlitewnym geście, pokornie cała pochylała się nad
podręcznikiem, usta robiła w dzióbek i poważnym tonem meldowała:
- Już.
Nie
znam podręczników języków obcych opracowanych specjalnie dla
mniszek, chociaż nie wykluczam, że takie istnieją, więc moja
uczennica musiała posługiwać się podręcznikami dla ogółu
uczącej się młodzieży, z czym wiązały się czasami pewne
problemy, na przykład kiedy przychodziło do odpowiedzi na pytania
typu „Kim chciałbyś być w przyszłości?” Na szczęście nasza
mniszka radziła sobie z nimi świetnie. Na przykład na przytoczone
odpowiedziała z radosnym śmiechem - Chciałabym być świętą, bo
nie mam przecież wielkiego wyboru!
W
ramach pracy domowej postanowiłam swojej uczennicy zadawać
dodatkowe teksty do nauki głośnego czytania w nauczanym języku
angielskim, na przykład różne anegdotyczne historyjki z dużą
dawką dialogów. Pierwsza zadana historyjka działa się w hotelowej
recepcji i dotyczyła różnych nieporozumień związanych z
rezerwacją pokoju. Siostra bardzo solidnie odrobiła zadanie domowe
i odczytała cały tekst bardzo sprawnie i poprawnie pod względem
wymowy wszystkich wyrazów, ale coś mi nie pasowało i nie
potrafiłam tego nazwać, ponieważ wcześniej z takim problemem przy
mówieniu lub czytaniu na głos nie spotkałam się: - Siostro,
pięknie siostra przeczytała cały tekst, ale coś mi nie pasuje.
Sama nie wiem, ale coś jest nie tak z intonacją. - Na co mniszka
roześmiała się perliście: - Już chyba wiem! Bo to była -
BREWIARZOWA!
*
Jeśli
ktoś nie wie, na czym polega intonacja brewiarzowa, może dowiedzieć
się z poniższego filmiku poświęconego innemu z pomorskich
klasztorów kontemplacyjnych, zabytkowi wartemu odwiedzenia w ramach
wakacyjnych wojaży, i nie tylko wtedy, na którym to nagraniu
mniszka benedyktynka odczytująca tekst komentarza stosuje taką
właśnie specyficzną modulację głosu, co może nawet sprawiać
wrażenie, że tekst jest czytany przez automatyczny system
przetwarzania pisma na mowę.
Sądzę,
że taką spokojną intonację zastosowano specjalnie, gdyż w taki
właśnie beznamiętny sposób odczytywane są podczas chórowych
modlitw teksty różnych czytań. Kluczowe znaczenie ma tutaj słowo
– beznamiętność. Chodzi bowiem o to, żeby lektorka nie
narzucała słuchaczom własnej interpretacji podawanego tekstu. Przy
takim właśnie jego monotonnym odczytaniu każdy ma okazję odebrać
go na swój własny sposób, samodzielnie rozkładając w myślach
akcenty, stosownie do tego, jak mu indywidualnie w duszy zagra, a w
przypadku tekstu świętego tak, jak na indywidualnych strunach jego
czy jej duszy zagra sam – Duch Święty.
Tutaj
ciekawa internetowa strona tego nadmorskiego klasztoru - do
poczytania, posłuchania, pooglądania: Opactwo Benedyktynek wŻarnowcu na Pomorzu.
.